Internet Standard: 25 milionów dolarów do wzięcia

Dodano

Masz dobry pomysł, jak zarobić na Internecie, ale nie wiesz jakie możesz napotkać problemy? Potrzebujesz zastrzyku pieniędzy, aby twoja firma mogła rozwinąć skrzydła? Tad Witkowicz sfinansuje twoje marzenia – jeśli tylko zdołasz przekonać go do swojego pomysłu. “Większość biznesplanów, jakie otrzymuję z Polski charakteryzuje bardzo duża naiwność” mówi jednak Witkowicz w wywiadzie, jakiego udzielił redakcji PC World Online. Zobaczcie, jakie firmy mogą liczyć na jego wsparcie i dlaczego jego zdaniem tak trudno znaleźć start-up godny zainwestowania miliona dolarów.

Tad Witkowicz jakiś czas temu ogłosił, że zamierza znowu zainwestować w Polsce. Na wsparcie firm rozpoczynających działania w branży internetowej i IT przeznaczył 25 milionów dolarów. Wydawałoby się, że chętnych do zdobycia potężnego dofinansowania będzie bez liku – tymczasem według Witkowicza pomysły rzeczywiście są – gorzej z realizacją. Milioner twierdzi, że niemal każdy biznesplan napływający do niego skupia się na pomyśle a nie na tym, w jaki sposób na tym pomyśle zarobić.

Tad Witkowicz – amerykański przedsiębiorca polskiego pochodzenia. Karierę zawodową rozpoczął jako naukowiec na Uniwersytecie w Toronto, później inżynier w firmach Bell Northern Research i VeltecCorp. W 1991 roku założył firmę Artel Inc., która już dwa lata później zadebiutowała na giełdzie NASDAQ, stając się jedną z najszybciej rozwijających się spółek tamtego czasu. Później, firma została przejęta przez 3Com.

W 1987 roku, Witkowicz założył kolejna spółkę, która już w 1992 roku została wprowadzona na giełdę – CrossComm. Firma produkowała sprzęt i oprogramowanie służące do budowania sieci komputerowych. W 1991 roku powstał jej polski oddział – CrossComm Poland. Na jej bazie powstała później spółka Intel Technology Poland.

Trzecią firmą, założoną przez Tada Witkowicza była spółka Adlex. Wytwarzała ona oprogramowanie na rynek amerykański i dla krajów Unii Europejskiej. Firma została przejęta przez Compuware a jej polski oddział został przekształcony w Compuware Poland.

Otago Capital to założony przez Tada Witkowicza fundusz typu Venture Capital. Jego celem jest wsparcie najbardziej obiecujących projektów biznesowych, teraz także w Polsce. Do końca maja fundusz zbiera biznesplany, które maja przekonać potencjalnego inwestora do sfinansowania początkującej firmy z branży internetowej, telekomunikacyjnej i IT. Na razie wpłynęło ponad 80 zgłoszeń, jednak założyciel funduszu nie wygląda na bardzo zadowolonego z ich jakości.

Z Tadem Witkowiczem rozmawiamy o przyczynach założenia Otago Capital i o tym, w jaki sposób fundusz może pomóc młodej firmie.

Dlaczego Polska? Czemu zdecydował się pan zainwestować w naszym kraju? Jaki wpływ na pana decyzję miał fakt pańskiej narodowości?

Tad Witkowicz: W biznesie sentymenty czy patriotyzm raczej nie wchodzą w grę. Przede wszystkim chodzi o zrobienie dobrego interesu. Moje dotychczasowe doświadczenia w Polsce są bardzo pozytywne, zaczynałem tworzyć firmy w Polsce już w 1990 roku. Założyłem dwie takie firmy – teraz znane pod nazwami Intel Poland i Compuware Poland w Trójmieście. Miałem bardzo pozytywne wrażenia ze współpracy z ludźmi w Polsce, finansowo to się wszystko bardzo fajnie ułożyło. Idę więc za ciosem, zmieniłem jednak trochę plan działania. Już nie zakładam własnych, chce inwestować w już działające młode firmy. Tak jak powiedziałem, doświadczenia mam bardzo dobre, teraz jest dobra okazja do inwestowania w Polsce, szkoda byłoby ją zmarnować.

Pana przedstawiciele w Polsce twierdzą jednak, że tych dobrych biznesplanów nie napływa tak dużo, jak się pan spodziewał. Dlaczego według pana tak się dzieje?

Po pierwsze, to nie tylko problem w Polsce. W Stanach typowa firma Venture Capital analizuje sto lub dwieście biznesplanów zanim zainwestuje w jeden. W Polsce jest podobnie. Dotychczas dostałem ponad osiemdziesiąt biznesplanów, zainwestowałem dotychczas w jeden. Wśród całej reszty są jeszcze dwa, które szczegółowo analizuję. Jest jednak inny problem. Kiedy czytam amerykańskie biznesplany, to oceniam je na szkolną trojkę, czasami czwórkę, z rzadka nawet na piątkę. Większość przesyłanych mi z Polski oceniał bym na trójkę z minusem. Wydaje mi się, że charakteryzuje je bardzo naiwne podejście. Ludzie po prostu nie rozumieją co to jest biznes. Każdy uważa, że jak ma jakiś pomysł i zrobi coś troszeczkę taniej, to klienci już będą walić do drzwi. Niestety, wcale tak nie jest. Największym problemem dla młodego biznesu jest właśnie pozyskiwanie klientów a na ten temat prawie w żadnym polskim biznesplanie nie ma ciekawych informacji. Przyznam, ze trochę mnie to frustruje.

Rozumiem, że niektóre pomysły są naprawdę ciekawe, jednak w biznesplanach brakuje de facto informacji, jak te pomysły zrealizować?

Tak, dokładnie tak jest. Rzeczywiście, niektóre pomysły są bardzo ciekawe. W przypadku kilku z nich zacząłem nawet coś tam sam “popychać” ale w końcu zrozumiałem, że ta siła przebicia nie może iść ode mnie tylko od założyciela firmy. Jeżeli on nie czuje tego, że największym problemem jest właśnie zdobywanie klientów to ja też niewiele zdziałam. Jest bardzo wiele ciekawych pomysłów, tylko wykonanie jest bardzo amatorskie.

Konkurs na biznesplan, ogłoszony przez Otago Capital przewiduje, że zgłaszać się do niego mogą jedynie osoby, które chcą rozpocząć działalność lub sprzedawać jakiś produkt czy usługę w dziedzinie telekomunikacji, Internetu czy informatyki. Czy jeżeli zgłosiłby się ktoś z bardzo ciekawym pomysłem, nie związanym jednak z IT, rozważalibyście państwo dofinansowanie?

Ciekawe jest to, że dokładnie tak się stało. Moja pierwsza inwestycja w Polsce dotyczy Forum Rozwoju Menadżerskiego. To młoda firma, założona przez pięciu 25-latków w Warszawie, którzy organizują konferencje i szkolenia z najwyższej półki. Ściągają ekspertów światowej sławy o Warszawy i razem z nimi organizują wydarzenia dla menedżerów w Polsce. W tym projekcie spodobali mi się ci dynamiczni, zorganizowani młodzi ludzie, którzy mimo młodego wieku mieli już jakieś doświadczenia, sukcesy na swoim koncie. Byli dla mnie wiarygodni jako ludzie interesu, choć sam pomysł jest niekoniecznie z mojej branży. Zawsze inwestuje się najpierw w ludzi a dopiero na drugim miejscu w pomysł. Lepiej jest nawet zainwestować w świetnych ludzi ze słabym pomysłem niż w świetny pomysł ale słabych ludzi.

Mówi pan, że największy problem polscy przedsiębiorcy mają z pomysłem, w jaki sposób sprzedać swój produkt czy usługę. Może to kwestia niewielkich rozmiarów naszego rynku i młode firmy powinny od razu opracować takie rozwiązania, które sprawdzą się również poza granicami naszego kraju?

Rynek światowy jest bardzo konkurencyjny, więc jeżeli nie potrafimy zdobyć sukcesu na naszym podwórku, to nie ma co startować w mistrzostwach świata. Oczywiście, polski rynek jest mały ale można na nim podjąć konkretne działania i chociaż wypróbować biznesplan. Czy wartość dodatkowa, która jest w naszym pomyśle czy produkcie rzeczywiście jest warta zainwestowanych pieniędzy. Dzisiaj, jeżeli chodzi o biznes internetowy, bardzo łatwo jest przerzucić pomysł na świat. Tak jak powiedziałem, najpierw trzeba go wypróbować w kraju, w którym zna się kulturę, koniunkturę itp. Uważam, że powinno się zacząć w Polsce i ewentualnie potem przenieść to na rynki zagraniczne. W tej chwili rozważam kilka pomysłów, według mnie pomysłów na skalę światową, ale zaczynamy od Polski po to, żeby przetestować plan działania.

Czy rozważa pan inwestycje w jakiś już istniejący projekt, poza konkursem na biznesplan? Taki, który już działa w Polsce i można by go próbować przenieść na zachód?

Raczej mnie to w tej chwili nie interesuje. To jest już inna faza inwestycji, inne podejście. To, co ja chcę wnieść do tych nowych biznesów to nie tylko pieniądze ale również moje doświadczenie. Stworzyłem na rynku amerykańskim trzy firmy, zaczynając od zera, wiec miałem okazję się nauczyć jak to się robi. Chciałbym tę wiedzę przekazać. Jeśli dawałbym tylko pieniądze, to Otago Capital nie różniłoby się od innych funduszy, które inwestują w już działające i prosperujące interesy. Firma, która zaczyna od zera, potrzebuje kapitału i, może przede wszystkim, wiedzy i przemyślenia strategii. To jest moja wartość dodatkowa, którą chciałbym wnieść w początkową fazę rozwoju.

Jak długo ta początkowa faza ma trwać? Przez jaki okres młoda firma może liczyć na pana wiedzę i doświadczenie?

Moje pierwsze pytanie, zanim zacznę nawet czytać biznesplan brzmi: “ile potrzeba panu pieniędzy, żeby przeżyć przez dwa lata, żeby pana biznes istniał przez dwa lata”. To jest moim zdaniem czas potrzeby na to, żeby rozpracować wszystkie aspekty, pokonać wszystkie przeszkody, których nie da się przewidzieć na samym początku. Jeśli w tym czasie nie uda się rozwiązać problemów, firma prawdopodobnie upadnie. Jestem przygotowany na poświęcenie pieniędzy i czasu właśnie przez dwa lata.

Jakie będą relacje i zależności między Otago a założycielem dofinansowanej firmy? Innymi słowy, czy taki dofinansowany start-up nie będzie od początku całkowicie zależny od funduszu?

To się różnie układa. Z reguły nie nalegam na to, żeby mieć większość udziałów. Ponieważ w Polsce nie istnieje koncepcja preferred share (udziały gwarantujące właścicielowi akcji dodatkowe przywileje – przyp. red.) zazwyczaj chcemy zawrzeć dodatkowe porozumienie tego typu. Moje udziały mają więc w początkowym okresie dodatkowe przywileje, które potem stopniowo wygasają. Na samym początku działalności mam więc dosyć duże wpływy ale później chcę ich mieć coraz mniej, chcę inwestować w dalsze projekty. Dla przykładu powiem, że i prezes firmy, w którą zainwestowałem, i ja rozmawiamy przez telefon regularnie i rozmawiamy o różnych problemach, strategii itp. Na początku on się trochę obawiał, że będę miał za duży wpływ na jego działalność ale po pewnym czasie zauważył, że mi również zależy na tym, aby biznes odniósł sukces. Wspólnie rozwiązujemy problemy i on dodatkowo się wiele uczy. Oczywiście, ja nie mam odpowiedzi na wszystko, ale niektóre błędy już w życiu popełniłem i mogę mu dać przestrogę (śmiech).

Jaki rodzaj biznesu jest według pana najbardziej rozwojowy w Polsce?

W Polsce dalej dobrze się ma outsourcing. Firmy zachodnie są wciąż bardzo chętne do tego, aby szukać tu dobrych informatyków. Polscy inżynierowie są jednak coraz drożsi i to powoli zanika. Dużym polem do popisu jest natomiast Internet, w szczególności nowe usługi w ramach Web 2.0. To nowa fala biznesu, która ma ogromny potencjał w Polsce i na świecie. Ostatnio jako jeden z inwestorów byłem zaproszony na Harvard, gdzie przysłuchiwaliśmy się prezentacji 20 biznesplanów, przedstawianych przez absolwentów Harvard Business School. Czternastu z nich przedstawiło pomysły związane właśnie z Web 2.0. To dopiero początek tej nowej fali i uważam, że obecnie jest bardzo wiele możliwości aby na tym zarobić i stworzyć dobrze prosperujące firmy.

Nie obawia się pan, że ten nowy ruch społecznościowy może się skończyć dla wielu firm tak jak “epoka dot-comów”?

Mam świadomość, że może się tak zdarzyć. Dlatego sądzę, ze trzeba bardzo ostrożnie podchodzić do sprawy, ale z drugiej strony nie można się tego panicznie bać. Moim zdaniem dużym błędem jest to, ze obecnie jakieś 90% pomysłów na Web 2.0 wygląda tak: “zrobimy social network i będziemy sprzedawać reklamę”. Według mnie, zaowocuje to tym, że na rynku będzie tak wiele stron, na których wykupić będzie można reklamę, że przestanie to być opłacalne dla właścicieli serwisów. Mi bardziej podoba się model $subscription based network”, są to sieci społecznościowe, w których użytkownicy płacą jakiś drobny abonament, pięć dolarów miesięcznie czy piętnaście rocznie, w zamian za określone korzyści z należenia do takiej sieci. Wtedy wygląda to bardziej jak normalny biznes, w którym są klienci, którzy za jakieś pieniądze dostają jakieś korzyści.

Są więc dwa modele. Pierwszy to ten, w którym działa na przykład YouTube czy MySpace – polegający na tym, że serwis ma miliony użytkowników, którzy oglądają reklamy. W drugim modelu klienci płacą za wejście do sieci społecznościowej, która daje im jakieś przywileje i korzyści. Ten drugi model podoba mi się znacznie bardziej. Jest znacznie bardziej samowystarczalny. Jeśli będziemy mieli milion użytkowników i każdy zapłaci dziesięć dolarów rocznie to już jest to poważna kwota, poważny biznes, który tak naprawdę nie zależy od humorów firmy, która wydaje pieniądze na reklamę.

Źródło: www.internetstandard.pl/news/109448/25.milionow.dolarow.do.wziecia.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *