Kiedyś była moda na tzw. „management by walking around”, którą też praktykowałem. Polegała na tym, że chodziłem na produkcję, do inżynierów i ludzi z serwisu. Pytałem się jako prezes poszczególnych osób co robią, czym się zajmują. Opowiadałem prawdziwą historię (jeśli taka była), że kiedyś klient był szczególnie zadowolony z tej konkretnej pracy. Ludzie lubią robić coś, na czym komuś zależy. Nie chcą odbębniać roboty nawet na linii produkcyjnej, ale żeby to co robią było ważne. Chodziłem np. do pracownic na linii produkcyjnej, gdzie były lutowane komponenty i paniom, które się tym zajmowały opowiadałem do czego to służy. Wspominałem, że to jest ważne, bo idzie do FBI lub jakiegoś konkretnego banku. To je budowało, że robią coś ważnego. Oczywiście, trzeba uważać żeby nie wchodzić w kompetencje pracowników i nie pokazywać, że coś można zrobić lepiej.